Dzień 7
Kochany pamiętniczku…(jak jeszcze raz będę musiał to napisać
to się chyba potnę mydłem…)
Nastał nowy dzień . Wstaliśmy dość wcześnie jak na nasze
zamiłowanie do spania. W zamku trwało wielkie sprzątanie i odbudowa
uszkodzonych ścian. Cały czas zastanawialiśmy się co teraz zrobimy, jak
dostaniemy się do Mikołaja i jego elfów. Gabinet zamordowanego dyrektora szkoły
był dla nas nieosiągalny. Musiałem szybko coś wykombinować, w jakiś sposób dostać
się do środka, omijając straż i taśmy odgradzające drzwi od reszty korytarza.
Nagle mnie olśniło, całkiem przypadkiem widziałem jak chłopak z blizną na czole
zakładał dziwny kocyk na siebie i znikał. Pomyślałem, że jakbym tylko miał taki
kocyk udało by się nam prześlizgnąć niezauważonym do gabinetu dyrektora (tylko
jak zdobyć kocyk chłopaka…). Udałem się do salonu z kominkiem, okazało się, że
jestem całkiem sam. Nie mogłem zmarnować takiej okazji. Zakradłem się po cichu
do sypialni chłopca i podprowadziłem mu kocyk znikacz. Leżał całkiem samotny, tak jakbym miał go znaleźć i zabrać. Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo.
Zabrałem kocyk i pobiegłem do dziewczyn.
Opowiedziałem im jak działa kocyk. Udaliśmy się na korytarz
prowadzący do gabinetu nieżyjącego miłego dziadka. Narzuciliśmy na siebie
kocyk i niespostrzeżenie weszliśmy do pomieszczenia. W chwili, gdy zsunęliśmy kocyk
w pokoju rozległ się straszliwy pisk. Z początku myśleliśmy, że to alarm. Jednak
jak się szybko okazało było pisk jakiegoś dziwnego ognistego ptaka. Pisk trwał
do czasu, aż Juki wyjęła różdżkę z
torebki i wycelowała w ptaka mamrocząc coś pod nosem ( wolałem nie wiedzieć co
szeptała i skąd miała różdżkę). Nastała błoga cisza. Rozejrzeliśmy się po
gabinecie. Na środku znajdowało się wielkie biurko a na samym jego środku stało
duże złote jajo. To musiała być wskazówka przygotowana dla nas. Nic nie mówiąc
wystartowałem w stronę biurka. Będąc już prawie na miejscu potknąłem się o
schody, które pojawiły się na mojej drodze praktycznie znikąd. Upadając przygryzłem
sobie język i uderzyłem się w miejsce, które faceta boli najbardziej. Dziewczyny
wybuchły śmiechem ( mnie jakoś nie było do śmiechu). Próbowałem powiedzieć im
żeby zabrały jajo i pomogły mi wstać, jednak nie bardzo mogłem wydusić z siebie
słowa. Na szczęście Aya zrozumiała co mówię i zabrała jajo z biurka. Jednak
zanim jeszcze zdołała je dotknąć jajo otwarło się, a z jego wnętrza wydobył się
straszliwy hałas. Na swoje nieszczęście nie mogłem zatkać uszu gdyż trzymałem
się za coś, co jednak bolało mnie bardziej. Juki wygmerała z torebeczki zatyczki
do uszu ( zawsze zastanawiało mnie jak kobiety mieszczą to wszystko w
torebkach). Zatkaliśmy sobie uszy. Nie słysząc hałasu z wnętrza jaja mogłem się
mu dobrze przyjrzeć. Było dość ciężkie i całe ze złota. Obracałem je i
oglądałem z każdej strony po kilka razy. Nagle zauważyłem malutki napis na
podstawce „ wykąp mnie”. Kto normalny kąpie złote jajko. Jednak wiedząc, że nie
jest to zwykły zamek postanowiłem podporządkować się napisowi.
Jedyna znana mi łaźnia była oddalona o kilka pięter w górę, więc
długo nie myśląc zacząłem biec w jej kierunku. Na moje nieszczęście schody były
dość kręte i śliskie. Pędząc przed siebie nie wyrobiłem na zakręcie i z całym
impetem uderzyłem twarzą w ścianę ( znów będę miał podbite oczy ehhh). Tym
razem nie wywołało to śmiechu u dziewczyn, podniosły jajo i biegły dalej. Po
odzyskaniu przytomności dobiegłem do łaźni. Aya i Juki stały tam nie bardzo wiedząc
po co przybiegły w to miejsce. Chwyciłem jajo rozebrałem się i wskoczyłem do
parującego basenu z woda. Machając do dziewczyn krzyczałem żeby zrobiły to
samo. Chwilę zajęło zanim załapały o co mi chodzi. Rozebrały się (szkoda że
tylko do bielizny, nie wiem czego się wstydziły…), i wskoczyły do mnie. Kazałem
im chwycić jajo i zanurzyliśmy się pod wodę. Nagle światło rozbłysło rażącym
blaskiem, a my znaleźliśmy się w pomieszczeniu z prawdziwymi saniami Mikołaja
(szkoda że byliśmy ubrani, popatrzyłbym sobie jeszcze). Weszliśmy do sań, które
jakby tylko na to czekały. Nagle wznieśliśmy się w powietrze. Podróż trwała tak
krótko, że nawet nie zdążyłem się zdrzemnąć. Nim zbliżyliśmy się do kresu naszej
podróży w powietrzu czuć było zapach pierniczków, a do naszych uszu docierał
radosny śpiew. Wiedzieliśmy że nasza podróż dobiega ku końcowi.
Po wylądowaniu sań naszym oczom ukazał się przepiękny widok,
pracujące wesołe elfy krzątały się to tu to tam. Przywitał nas sam On, Mikołaj.
Szczęśliwi że nasza podróż dobiegła końca, napełniliśmy nasze puste brzuszki. Po
obiedzie udaliśmy się do Mikołaja aby poznać jego sekrety, i tajemnice. Jednak
to co tam zobaczyliśmy i usłyszeliśmy to już całkiem inna historia……

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz