Nasze miasto

vww://tajemnemiasto.vww/@2090#nowy

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Podróż do Świętego Mikołaja i jego elfów- Pamiętnik podróznika #5



Dzień 7
Kochany pamiętniczku…(jak jeszcze raz będę musiał to napisać to się chyba potnę mydłem…)


Nastał nowy dzień . Wstaliśmy dość wcześnie jak na nasze zamiłowanie do spania. W zamku trwało wielkie sprzątanie i odbudowa uszkodzonych ścian. Cały czas zastanawialiśmy się co teraz zrobimy, jak dostaniemy się do Mikołaja i jego elfów. Gabinet zamordowanego dyrektora szkoły był dla nas nieosiągalny. Musiałem szybko coś wykombinować, w jakiś sposób dostać się do środka, omijając straż i taśmy odgradzające drzwi od reszty korytarza. Nagle mnie olśniło, całkiem przypadkiem widziałem jak chłopak z blizną na czole zakładał dziwny kocyk na siebie i znikał. Pomyślałem, że jakbym tylko miał taki kocyk udało by się nam prześlizgnąć niezauważonym do gabinetu dyrektora (tylko jak zdobyć kocyk chłopaka…). Udałem się do salonu z kominkiem, okazało się, że jestem całkiem sam. Nie mogłem zmarnować takiej okazji. Zakradłem się po cichu do sypialni chłopca i podprowadziłem mu kocyk znikacz. Leżał całkiem samotny, tak jakbym miał go znaleźć i zabrać. Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo. Zabrałem kocyk i pobiegłem do dziewczyn.
Opowiedziałem im jak działa kocyk. Udaliśmy się na korytarz prowadzący do gabinetu nieżyjącego miłego dziadka. Narzuciliśmy na siebie kocyk i niespostrzeżenie weszliśmy do pomieszczenia. W chwili, gdy zsunęliśmy kocyk w pokoju rozległ się straszliwy pisk. Z początku myśleliśmy, że to alarm. Jednak jak się szybko okazało było pisk jakiegoś dziwnego ognistego ptaka. Pisk trwał do czasu, aż Juki  wyjęła różdżkę z torebki i wycelowała w ptaka mamrocząc coś pod nosem ( wolałem nie wiedzieć co szeptała i skąd miała różdżkę). Nastała błoga cisza. Rozejrzeliśmy się po gabinecie. Na środku znajdowało się wielkie biurko a na samym jego środku stało duże złote jajo. To musiała być wskazówka przygotowana dla nas. Nic nie mówiąc wystartowałem w stronę biurka. Będąc już prawie na miejscu potknąłem się o schody, które pojawiły się na mojej drodze praktycznie znikąd. Upadając przygryzłem sobie język i uderzyłem się w miejsce, które faceta boli najbardziej. Dziewczyny wybuchły śmiechem ( mnie jakoś nie było do śmiechu). Próbowałem powiedzieć im żeby zabrały jajo i pomogły mi wstać, jednak nie bardzo mogłem wydusić z siebie słowa. Na szczęście Aya zrozumiała co mówię i zabrała jajo z biurka. Jednak zanim jeszcze zdołała je dotknąć jajo otwarło się, a z jego wnętrza wydobył się straszliwy hałas. Na swoje nieszczęście nie mogłem zatkać uszu gdyż trzymałem się za coś, co jednak bolało mnie bardziej. Juki wygmerała z torebeczki zatyczki do uszu ( zawsze zastanawiało mnie jak kobiety mieszczą to wszystko w torebkach). Zatkaliśmy sobie uszy. Nie słysząc hałasu z wnętrza jaja mogłem się mu dobrze przyjrzeć. Było dość ciężkie i całe ze złota. Obracałem je i oglądałem z każdej strony po kilka razy. Nagle zauważyłem malutki napis na podstawce „ wykąp mnie”. Kto normalny kąpie złote jajko. Jednak wiedząc, że nie jest to zwykły zamek postanowiłem podporządkować się napisowi. 

Jedyna znana mi łaźnia była oddalona o kilka pięter w górę, więc długo nie myśląc zacząłem biec w jej kierunku. Na moje nieszczęście schody były dość kręte i śliskie. Pędząc przed siebie nie wyrobiłem na zakręcie i z całym impetem uderzyłem twarzą w ścianę ( znów będę miał podbite oczy ehhh). Tym razem nie wywołało to śmiechu u dziewczyn, podniosły jajo i biegły dalej. Po odzyskaniu przytomności dobiegłem do łaźni. Aya i Juki stały tam nie bardzo wiedząc po co przybiegły w to miejsce. Chwyciłem jajo rozebrałem się i wskoczyłem do parującego basenu z woda. Machając do dziewczyn krzyczałem żeby zrobiły to samo. Chwilę zajęło zanim załapały o co mi chodzi. Rozebrały się (szkoda że tylko do bielizny, nie wiem czego się wstydziły…), i wskoczyły do mnie. Kazałem im chwycić jajo i zanurzyliśmy się pod wodę. Nagle światło rozbłysło rażącym blaskiem, a my znaleźliśmy się w pomieszczeniu z prawdziwymi saniami Mikołaja (szkoda że byliśmy ubrani, popatrzyłbym sobie jeszcze). Weszliśmy do sań, które jakby tylko na to czekały. Nagle wznieśliśmy się w powietrze. Podróż trwała tak krótko, że nawet nie zdążyłem się zdrzemnąć. Nim zbliżyliśmy się do kresu naszej podróży w powietrzu czuć było zapach pierniczków, a do naszych uszu docierał radosny śpiew. Wiedzieliśmy że nasza podróż dobiega ku końcowi. 

Po wylądowaniu sań naszym oczom ukazał się przepiękny widok, pracujące wesołe elfy krzątały się to tu to tam. Przywitał nas sam On, Mikołaj. Szczęśliwi że nasza podróż dobiegła końca, napełniliśmy nasze puste brzuszki. Po obiedzie udaliśmy się do Mikołaja aby poznać jego sekrety, i tajemnice. Jednak to co tam zobaczyliśmy i usłyszeliśmy to już całkiem inna historia……

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz