Nasze miasto

vww://tajemnemiasto.vww/@2090#nowy

środa, 16 grudnia 2015

Podróż do Świętego Mikołaja i jego elfów- Pamiętnik podróznika #2



Dzień 2


Kochany pamiętniczku ( coraz bardziej się zastanawiam po co ja to pisze …..)


Nasza podróż magicznym pociągiem trwa. Siedzimy całą naszą trójką w jednym przedziale, za oknem przemija krajobraz raz są to góry, innym razem lasy, trafiło się nawet jakieś jezioro ( cała ta droga przypomina mi wyjazd na wesele siostry ciotecznej znajomej, znajomej mojej ciotki zza Buga).
Siedzimy sobie na bardzo wygodnych ku naszemu zaskoczeniu siedziskach. W przedziale gra muzyczka z jakiegoś niekomercyjnego radia (jestem szczerze zadziwiony takim luksusem w pociągu). W pewnym momencie musiałem wyjść za potrzebą jednak miałem ku temu pewne opory związane z dzieciństwem, gdzie wypowiedziane słowa pewnego mędrca były szczerą prawdą. Brzmiało to jakoś tak „ […] jeszcze nie widać a już czuć”. Jednak dłużej już nie mogłem zwlekać (nie byłem w toalecie od prawie 36 godzin ) wstałem i ruszyłem to przedziałowej toalety. Przed drzwiami miałem chęć się wycofać, gdyż pamiętałem że jak już otworze i wejdę tam nie będzie odwrotu, albo przeżyje  albo padnę jak długi. Jeszcze nigdy wizyta w toalecie nie była dla mnie sprawą życia lub śmierci byłem przerażony. Jednak dłużej nie dam rady wstrzymywać. Wchodzę z zatkanym nosem i……… ku mojemu zaskoczeniu toaleta była urządzona w iście królewskim stylu aż chciało się tam zostać na dłużej, jednak już ustawiła się kolejka i nie mogłem spędzić tam za dużo czasu ( najbardziej zdziwiło mnie to że była tam bieżąca woda i mydełko ). Wróciłem do przedziału i opowiedziałem dziewczynom jakie w tym pociągu mają toalety,  nie musiałem długo czekać, a obie prawie równocześnie ruszyły na podbój pociągowego kibelka.
Po kilku przegadanych godzina w przedziale nasza trójka podróżników zaczęła odczuwać głód ( na szczęście miałem kanapki, jednak na długo to one nie starczyły). Z racji tego, że pociągowa toaleta okazała się bardzo miłym zaskoczeniem, postanowiliśmy poszukać wagonu restauracyjnego. Poszukiwania nie były trudne, ponieważ w całym pociągu czuć było aromat przygotowywanych potraw. Po prostu podążaliśmy za zapachem. Minęliśmy kilka przedziałów ku naszemu zdziwieniu nikt nie zwracał na nas uwagi, po mimo odróżniającego nas od pozostałych pasażerów stroju, ( reszta pasażerów była ubrana w czarne dziwne szaty. Dokąd my jedziemy zaczynało mnie to coraz bardziej zastanawiać ). Wagon restauracyjny nie przypominał wagonu, bardziej wyglądał jak ogromny hol z poustawianymi stołami, przy których można coś zjeść. Usiedliśmy przejrzeliśmy kartę (jakiś dziwny język nikt z nas nie potrafił go odczytać a co dopiero zrozumieć, co autor miał na myśli), podszedł do nas chyba kelner przynajmniej tak wyglądał, zapytał się nas co chcemy zjeść, wszyscy troje zgodnie odparliśmy dobry syty obiad. Dziwny gość w czapce który wyglądał jak kelner roześmiał się ( ciekawe z czego może z fikuśnej fryzury Juki ) ,wyciągnął jakiś patyk z kieszeni stuknął nim w blat stołu.... Nagle w wagonie zapanowała rażąca jasność, a na stole pojawiły się tradycyjne polskie potrawy obiadowe. Dawno nie jadłem tak pysznych kotletów.
Najedzeni wróciliśmy do naszego przedziału. Nasze zdziwienie było tym większe, że zamiast wygodnych siedzisk zastaliśmy wygodne kozetki ( wiedziałem już że tego dnia nie zakończymy naszej podróży magicznym pociągiem). Przygotowaliśmy się do snu ostatnie skorzystanie z toalety i gaśmy światła. Co prawda kozetki były trzy, ja jednak postanowiłem nie kłaść się sam i po cichu przytuliłem się do Ayane i tak usnęliśmy……
Dzień 3

Kochany pamiętniczku ( ……..ale mnie to denerwuje……)
Po cudownej nocy na super wygodnych kozetkach, wstaliśmy wypoczęci i gotowi do kontynuacji naszej przygody. Zdążyliśmy się ubrać i wyszykować kiedy z radiowęzła usłyszeliśmy informację, że nasza podróż pociągiem dobiegła końca. Wysiedliśmy z pociągu, a raczej dziewczyny wysiadły, na mnie padło wypakowanie naszego bagażu.
Na peronie stały grupki dzieci i młodzieży przygotowane niczym wojsko do wymarszu. Stanęliśmy w jednej z grupek ( nie udało nam się wtopić w tłum pewnie przez nasze ubrania) jednak nikt nie zwracał na nas uwagi, postanowiliśmy nie szukać zainteresowania i po cichu ruszyliśmy przed siebie za młodzieżą.
Po blisko godzinnym marszu dotarliśmy na miejsce. Nie był to jednak domek Mikołaja i Elfów, co nieco zdenerwowało dziewczyny. Przed nami stał ogromny zamek. (miałem dziwne wrażenie że nasza przygoda dopiero się zaczyna). Dziewczyny chwilę się naradzały między sobą, i zamknęły mnie w pobliskiej komórce mówiąc że nie wyjdę do czasu, aż nie sprawdzę co to za miejsce na naszej (już nie mojej) magicznej mapie, wpatrywałem się dłuższą chwilę w mapę i znalazłem drobnym drukiem zapis na samym dole w rogu, że na śmiałków podążających droga wskazywaną przez mapę czekają trzy dni próby. Szczerze to mnie to trochę przeraziło, ale niekoniecznie próby, tylko raczej reakcja dziewczyn jak im to powiem. Wypuściły mnie z komórki. Powiedziałem co znalazłem na  mapie, ku mojemu zaskoczeniu reakcja dziewczyn była dość łagodna ( ciekawe jak długo będę paradował z podbitym okiem). Z racji tego, że nasza przygoda nieoczekiwanie się przedłuży, postanowiliśmy pozwiedzać zamek, w którym się znaleźliśmy. Weszliśmy do jego wnętrza. W  holu panował gwar jak na targu, a wszyscy mieszkańcy kierowali się ku wielkiej sali, gdzie stało kilka bardzo długich stołów i ławek usiedliśmy na końcu jednego z nich i jak gdyby nigdy nic zaczęliśmy jeść kolację. Nadal nikt nie zwracał na nas uwagi było dla nas dziwne i trochę krępujące. W Pewnym momencie podszedł do nas młody chłopak w okularach i z dziwną blizna na czole, szepnął coś do swojego rudowłosego znajomego i chyba swojej dziewczyny. Dwójka młodych ludzi uśmiechnęła się do nas i poszli dalej jeść.
Młody chłopak zaprowadził nas do sypialni (tym razem były tylko dwa łóżka co było dla mnie dość przyjemną sprawą). Powiedział nam żebyśmy się  rozgościli i czuli jak w domu, postarali się odpocząć po podróży, bo następnego dnia z samego rana ktoś będzie chciał z nami porozmawiać. Długo nie zwlekaliśmy i postąpiliśmy jak nam powiedziano. Założyłem swoje domowe kapcie wyglądające jak śliniące się pieski ( nie wiem czemu Juki przez pół godziny nie mogła powstrzymać się od śmiechu) usiadłem przy kominku z ciepłą herbatką owocową, Aya usiadła mi na kolanach a Juki na fotelu obok. Zastanawialiśmy się gdzie jesteśmy i kto chce z nami rozmawiać, no i dlaczego nikt nie zwraca na nas uwagi. Posiedzieliśmy tak może z dwie godziny po czym udaliśmy się do łóżek i zasnęliśmy…….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz