Dzień 4
Kochany pamiętniczku (…. co raz bardziej kusi mnie żeby
pomijać ten wstęp….)
O poranku wypoczęci po znakomitym śnie, udaliśmy się na
spotkanie z tajemniczą osobą o której, wczoraj wspominał chłopak w dziwnych okularach.
Spotkanie miało odbyć się w gabinecie tajemniczego osobnika. Naszym przewodnikiem był rudowłosy wczoraj poznany chłopak. (sami nigdy byśmy
tam nie trafili). Po krótkim spacerze po zamku ( oczywiście nie mogłem się
powstrzymać i zajrzałem do jadalni, jak
by nie patrzeć nie jadłem od kolacji) dotarliśmy do gabinetu. Naszym
oczom ukazała się postać starszego bardzo miłego staruszka, jego siwa długa
broda przypominała trochę zarost Mikołaja, jednak to nie był on. Dziadziuś
opowiedział nam o co chodzi z próbami, mapą oraz skąd zna Mikołaja. Jak się
okazało z opowieści staruszka Mikołaj był jednym z jego pierwszych uczniów, a
miejsce w którym się aktualnie znajdujemy to szkoła czarów i magii (czy jakoś
tak).
Rozmowa trwała dość długo (wiem że długo bo zdążyłem
zgłodnieć ), staruszek opowiedział nam o pierwszej próbie, polegała ona na
odszukaniu zagubionych w starym, strasznym, i chyba nawiedzonym lesie grupki
dzieci ( jestem prawie pewien że las jest nawiedzony w końcu nikt tam nie chodzi,
tylko co robią tam te zagubione dzieci, czyżby bocian pomylił drogę i zgubił
pakunek).
Długo nie zastanawialiśmy się w jaki sposób odszukamy
dzieci, postanowiliśmy zdać się na intuicję. Przed wyruszeniem na wyprawę
odwiedziłem kuchnię i zrobiłem kilka kanapek ( kto wie jak długo będziemy
błądzić po lesie). Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do plecaków. ( nie
wiem po co Ayane zabrała ze sobą suszarkę do włosów a Juki suknie wyjściową ale
co ja tam mogę wiedzieć jestem tylko facetem). Przed wejściem do lasu przystanęliśmy
na moment gdyż zdawało się że ktoś coś do nas szepcze, było to tym bardziej
dziwne że staliśmy tam zupełnie sami, słowa które słyszeliśmy brzmiały mniej
więcej tak „ podążajcie za pająkami” trochę mnie przeraziło gdyż nie lubię
pająków. Weszliśmy do lasu, Aya w pewnym momencie krzyknęła przerażona, nie
wiedziałem o co chodzi do czasu aż Juki śmiejąc się wyjąkała „pajączków
się boi”. Faktycznie po ziemi maszerowały tysiące malutkich pajączków. Postępując
zgodnie z podpowiedzią szeptu postanowiliśmy iść za nimi.
Szliśmy tak i szliśmy rozglądając się co jakiś czas ale po
za drzewami nic innego nie widzieliśmy, no ale drzewa w lesie to chyba nic
dziwnego. W pewnej chwili dziewczyny znalazły pusty koszyk leżący pod drzewem,
chwile poszeptały i postanowiły pozbierać grzybków na zupę. Jednak coś było nie
tak jak powinno, dookoła nas było pełno śladów po grzybach i pełno niezebranych
czerwono białych grzybków (skoro nikt ich nie zebrał to coś musiało być z nimi
nie tak), dziewczyny nie przejęły się tym zbytni i w kilka minut napełniły
koszyczek po same brzegi. Zbieranie trwało jednak na tyle długo że straciliśmy
stadko pajączków z oczu, teraz byliśmy zdani tylko na siebie, ruszyliśmy na przód.
Drzewa układały się w taki sposób że wskazywały nam drogę ( patrząc na to z
boku innej drogi po prostu nie było). Szliśmy tak kilka godzin (na szczęście
miałem kanapki) aż w końcu naszym oczom ukazała się polanka a na niej trója
zaginionych dzieciaków. Podeszliśmy do nich, uśmiechnęli się złapali nas za ręce i coś wyszeptali w nieznanym nam
języku. W mgnieniu oka znaleźliśmy się w Sali jadalnej zamku z którego
wyruszyliśmy do lasu ( coraz mnie nas to dziwiło zwłaszcza po tym jak staruszek
opowiedział nam historię tego zamku). Jako że byliśmy bardzo głodni zaczęliśmy
ucztować, w pewnej chwili Juki zorientowała się że czegoś jej brakuje okazało
się że, pełen koszyczek grzybków został w lesie. Aya wrzeszcząc chciała po
niego pobiec jednak wyjaśniłem jej że nie ma to zbytniego sensu, z reszta i tak
coś z tymi grzybkami było nie tak. Pokiwała głową i jeszcze przez chwilę
szlochając dokończyła kolacje. Najedzeni poszliśmy spać, w końcu była to
dopiero druga próba…..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz